Do rozpoczęcia igrzysk olimpijskich zostały niewiele ponad dwa miesiące, ale w stolicy Japonii nie ustają dyskusje wokół słuszności decyzji o zorganizowaniu imprezy. Zdecydowana większość Kraju Kwitnącej Wiśni jest jej przeciwna!
Wszystko wskazuje na to, że igrzyska olimpijskie drugi raz nie będą przekładane i w tym roku wreszcie się odbędą, ale stanie się to w dość smutnej atmosferze – możliwe, że przy pustych trybunach sportowych obiektów – i przy ogólnej dezaprobacie mieszkańców Japonii, którzy są zdania, że wysiłek organizacyjny włożony w tak wielkie przedsięwzięcie, podczas gdy ich kraj mierzy się z czwartą falą pandemii koronawirusa, jest zupełnie nie na miejscu.
Ponad 300 tysięcy podpisów
Z ankiety przeprowadzonej przez agencję prasową Kyodo już kilka tygodni temu wynikało, że ponad 80 procent Japończyków nie chce, by igrzyska odbyły się w tym roku, a 35 procent z nich uważa, że powinny zostać nawet nie przełożone na inny termin, co całkowicie odwołane. Podobnego zdania jest 9 z 47 gubernatorów krajowych prefektur, a 5 z nich dyplomatycznie nie opowiada się po żadnej ze stron. Zorganizowano akcję zbierania podpisów pod petycją w sprawie odwołania igrzysk. W tydzień zebrano ich ponad 300 tysięcy, przedstawiono ją Yuriko Koike, czyli gubernatorce Tokio i zarazem przewodniczącej komitetu olimpijskiego, ucinającej temat i deklarującej, że odwołanie igrzysk nie jest w tej chwili opcją braną pod uwagę przez organizatorów poważnie.
Strach i niepokój
A co do imprezy wątpliwości mają nawet ci, którzy początkowo stali ramię w ramię z organizatorami. Sponsor i partner IO, wielki japoński dziennik Asahi Shimbun, apeluje o odwołanie igrzysk. W innej gazecie, Hokkaido Shimbun, czytamy: „Strach i niepokój powoduje, że Japończycy nie mają nastroju, by świętować to wydarzenie. Igrzyska olimpijskie i paraolimpijskie powinny zostać odwołane przez rząd celem ochrony życia”. Z oburzeniem przyjęto informację, że organizatorzy potrzebują do pomocy przy IO łącznie 10 tysięcy medyków i pielęgniarek, podczas gdy służba zdrowia i tak jest mocno obciążona.
Wolne tempo szczepień
W Japonii średnio notuje się ostatnio po niewiele ponad 4 tysiące zakażeń koronawirusem dziennie, z czego w samym Tokio – niespełna 600. Te liczby nie zwalają z nóg, biorąc pod uwagę ludność Kraju Kwitnącej Wiśni (ponad 126 mln) i porównując to ze statystykami krajów europejskich. Od początku pandemii potwierdzono zakażenie u zdecydowanie mniejszej liczby Japończyków niż np. Polaków. Tam jednak z pandemii wychodzi się wolniej, bo też nieporównywalnie mniejsze niż choćby w Europie jest tempo szczepień. Japończycy podchodzą do nich nie tyle nieufnie, co bardzo skrupulatnie, badając jeszcze preparaty na własną rękę w rządowych laboratoriach.
Deklaracja Djokovicia
O 20 dni – do 20 czerwca – przedłużony został w Tokio stan wyjątkowy, trwający już od 25 kwietnia. Zamknięte są kina, baseny, część wielkopowierzchniowych sklepów czy galerii handlowych, na mniejszą skalę działają restauracje. Dzieci chodzą jednak do szkół, a wydarzenia sportowe odbywają się przy 25- albo 50-procentowym udziale publiczności. Jak ma się to do igrzysk? Na pewno nie przylecą na nie kibice zagraniczni. Czy na trybunach będą mogli zasiadać Japończycy – okaże się nie wcześniej niż w czerwcu. Słynny tenisista Novak Djoković już zapowiedział, że jeśli igrzyska odbywać się będą bez widowni, on do Japonii nie przyleci. Walka o chwałę i medale toczyć się ma od 23 lipca do 8 sierpnia. Rok temu zostały odwołane, rzecz jasna z powodu pandemii. Atmosfera jest taka, że trudno będzie je nazwać świętem sportu.